Niektórzy piszą podsumowanie

 To ja spróbuję też podsumować rok. Nie mam ambicji wycisnąć z "roku" wszystkiego, co da sie "złapać". Przeczytałam takie podsumowanie, że az zakręciło mi się w głowie z wrażenia, z nadmiaru. Wyjazdy, owszem, to rozumiem. Chętnie bym i ja jeździła więcej. Ale sama nie lubię, a z kimś? No cóż, ja nie jestem łatwą towarzyszką podróży. Chyba tyko Mój potrafi ze mną wytrzymać i nawet odpocząć ;) Koleżanki po jednym wspólnym wyjeździe nie zgłaszają się po jeszcze ;) Ich strata :))

A wracając do przeczytanego wpisu: ta pani jest chyba osobą samotną, która cały swój czas poświęca na zapełnienie tej samotności. I dzięki temu, oczywiście, ma poczucie dobrze wykorzystanego czasu. Ale też czasem jest tego za dużo i potem kłopoty ze zdrowiem..., A ja jestem po prostu leniwa i wygodna. Wydaje mi się, że co mogłam zobaczyć, wtedy, kiedy chciałam to oglądać, to już zobaczyłam. Dlatego teraz nie bardzo chce mi się chodzić do teatrów,  do muzeów, na koncerty, na wystawy. Chociaż do muzeów, na wystawy chodzę zawsze, gdy jest okazja, czyli zazwyczaj na wyjazdach. I na koncerty, muzyki tak zwanej poważnej, klasycznej chętnie bym chodziła, ale...nie lubię jeździć sama po nocy z Miasta na moją wieś, a nie będę przymuszać Mojego do czegoś, co nie bawi go tak, jak mnie. 

Z teatru zrezygnowałam już jakiś czas temu. Obecny teatr bywa czasem naturalistyczny. Byliśmy na, powiedzmy, komedii współczesnego izraelskiego pisarza, w małej sali (kameralnej) Teatru Nowego. Widzowie siedzieli tuż przy aktorach, sceny nie było, granicy między widzem i aktorami nie było, a aktorzy chodzili w gaciach, za przeproszeniem, niemłodzi, ubierali się , "spali", tuż przy widowni. Nie, nie, mnie to krępowało, nie potrzebny mi taki bliski kontakt "ze sztuką".

Natomiast wyjazdy, tych nigdy mi dość. Dają mi napęd do dalszego spokojnego siedzenia na cichej wsi.

Co widziałam w tym roku? Według Google Map odwiedziłam 5 krajów, 78 miejscowości i 226 miejsc. Ale to może nie wszystko, bo często zapominam smartfona i wiem, że miałam przez jakiś czas wyłączoną "lokalizację" w telefonie.

Popatrzmy: w lutym był hotel Brunów, Lwówek Śląski, widziany po 55 latach 😉i nowy Gryfów. W kwietniu była Turcja, "śladami dawnych cywilizcji", wycieczka zbiorowa  (rzadko, ale zdarza się), potem w maju był rejs po Renie, zaczynał się i kończył w Strasburgu, czyli we Francji, a dojeżdżaliśmy tam przez Niemcy. Na przełomie października i listopada byliśmy na Fuerteventurze, czyli w Hiszpanii. A tym piątym krajem jest oczywiście Polska. Czytam, że odwiedziłam 46 nowych miejscowości. Ale to są dane Google Map z ostatniego czasu, które nie uwzględniają (bo nie mogą) miejsc, które widziałam 5, 10, 30 czy 50 lat temu. Więc tych nowych miejsc jest na pewno mniej. Nowa była Koblencja, miejscowości nad Renem, Mannheim, ale nowy nie był Weimar, w którym byłam z tatą, gdy miałam 10 lat. Nie wiem, co statystyki mają na uwadze wskazując 143 miejsca. I jestem w szoku, że 94 km pokonałam pieszo!? Chyba z auta do sklepu i potem w CH od sklepu do sklepu. Na zakupach spędziłam (ze smartfonem) 90 h (a wiele  razy zdarzyło mi się nie wziąć telefonu), w restauracjach, barach, kawiarniach byłam 84 h (w 20 miejscach - zapewne w paru kilka razy). Jest to jakaś podpowiedź, ale oczywiście niedokładna. 

Z nowych miejsc miło wspominam tureckie miasta w środku Anatolii (Ankara, starożytne Hattuszasz, księżycowe krajobrazy Kapadocji, miasto derwiszów Konya). A potem niezwykły rejs po Renie, ze wspaniałym jedzeniem i cudownymi widokami, Koblencja, której piękna nazwa nie równoważy wojennych zniszczeń i powojennej zabudowy zupełnie nieodpowiedniej w historycznej starej dzielnicy, ciekawe Mannheim, zwane "kwadratowym miastem", bo wszystkie ulice centrum krzyżują się pod kątem prostym i nie mają nazw, tylko numery, jak w Nowym Jorku. Potem była Gdynia, widziana ostatnio, gdy miałam 13 lat i nowy przylądek Rozewie z dwoma latarniami morskimi. W lipcu wypoczynek nad jeziorem w Grudziądzu,  (samo jezioro było nowym miejscem, ale Grudziądz już znałam), W sierpniu znów Gryfów z rodzinką, a pod koniec miesiąca wielkopolska Olandia, stosunkowo niedaleko domu. Pogoda dopisała.

Nowe było Jaworzno we wrześniu. Miasto, które liczy sobie zaledwie 100 lat i to widać w centrum. Rynek z małymi domkami, ładna ulica, częściowo deptak z domami z początków XX wieku. Jest też kościół o długiej historii, ale tak przebudowany, że tej historii już nie widać. 

Był jeszcze wyjazd pod Kraków i niezwykły parafialny klub sportowy w małej wsi, tuż za rogatkami metropolii (pół godziny autobusem miejskim do centrum), a jakby za górami, taka cisza i spokój. I lud pobożny niemożliwie (wszystkie nazwy ulic były poświęcone świętym lub księżom).  

Potem w październiku było jeszcze dość ładnie, ale gdy pogoda zaczęła się robić "listopadowa", to wymyśliłam ciepłą wyspę na Kanarach -Fuerteventurę. Niezwykłe krajobrazy, sucha kraina, szerokie piaszczyste plaże, puste, "łyse" góry, małe zabytkowe miasteczka i stolica wyspy Puerto del Rosario. I codzienne słońce i przyjemne ciepło, a nie wściekły upał (którego nie cierpię).


A z kultury, to był tylko Koncert Gwiazdkowy, na który zabrała nas szwagierka. Czemu ten koncert nazwano Gwiazdkowym? Nie mam pojęcia. Świąteczne były tylko nowo zaaranżowane kolędy (2 sztuki na sam koniec). Nie zachwycił mnie ten koncert, zbyt współczesny, jak na mnie. o wiele więcej przyjemności sprawił mi koncert noworoczny z Wiednia. Ale to już ten rok.

W moich podsumowaniach nie może zabraknąć tego, co jest istotą mojego życia - rodziny. Od kiedy mój syn wrócił z rodziną do Poznania, to mam u siebie wnuczka bardzo często. I to jest wspaniałe. Więź, której nie miałam ze starszymi wnukami. Staraliśmy się, gdy byli młodsi, zabierać ich na wspólne wyjazdy, w góry, do większych miast, nawet zagranicę. I oczywiście bywali u nas i nocowali, kiedy tylko chcieli, gdy byli młodsi. Ale dorośli, dziadkowie nie są już im potrzebni .Także chyba w sensie emocjonalnym (jeszcze w zeszłoroczne ferie byłam z młodszym wnukiem w Krakowie, bo nie znał).  Tego bliskiego kontaktu było chyba za mało. A ten najmłodszy jest z nami bardzo często. Można powiedzieć "nie znasz dnia ani godziny". I cudownie, tylko sił już zaczyna brakować i pomysłów, czym dziecko zająć, żeby nie zaczynał wprowadzać w życie swoich szalonych pomysłów (a jest bardzo kreatywny). Teraz pojawiła sie jeszcze jego siostra, najmłodsza wnusia. Ma dziś tydzień, jeszcze jej nie widziałam, już się nie mogę doczekać. Do nas na wieś wpada też często mój Najstarszy. I czasem jednego dnia widuję dwóch synków. I wtedy wiem, że żyję. Trzeci synek przyjeżdża pociągiem i na wsi nie bywa zbyt często (z kochaną synową i zwykle z wnukami). Ale gdy jestem w Poznaniu, to staram się ich odwiedzić. 

Oczywiście spotykam się z przyjaciółkami, znajomymi, ale nie tak często, jakbym chciała. Niby wszyscy już są emerytami, emerytkami, ale kilkoro jeszcze pracuje zawodowo i nie mają tyle czasu, co ja. No i mieszkanie na wsi też nie sprzyja częstszym spotkaniom. To zawsze wyjazd, sam wyjazd zajmuje sporo czasu. I, tak szczerze, często trudno mi się ruszyć z domu. Dobrze mi tu, z książkami,  Internetem, z gotowaniem, pieczeniem, z pasjansami, koralikami i pisaniem ;)



Ten rok był inny, niż poprzednie. Prawie 10 miesięcy zajęło mi "naprawienie" siebie. Minęło przeszło 19 lat od chwili, gdy się "popsułam" i w końcu wzięłam sprawy w swoje ręce i po paru  USG, tomografiach, dwóch pobytach w szpitalu podobno jestem "naprawiona", nie muszę sie bać (czy na pewno?) o następny dzień, czy noc. I między tymi wizytami u lekarzy i w szpitalach (miałam żyć "normalnie") udało mi sie nie chorować na żadne infekcje, żyć jak dotąd i zobaczyć nie mniej, niż w latach poprzednich. I jeszcze na koniec roku doczekać nowej wnusi.💓 Czyż to nie był udany rok?


Komentarze

  1. Haniu, rok bardzo udany, a najważniejsze, że zdrowie naprawione1
    Ja tam mam niedosyt spotkania z tobą, świetnym jesteś przewodnikiem, musimy powtórzyć, może na wiosnę?
    Wielu pięknych wyjazdów życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję. Joasiu, ja też z radością się z Tobą spotkam. Koniecznie musimy powtórzyć. Byle tylko było cieplej, no i choć trochę zielono. Wtedy wszystko wkoło pięknieje :)

      Usuń
    2. No i oczywiście zapraszam do mnie, może jeszcze nie wszystko zwiedziłaś w Inowrocławiu!

      Usuń
    3. Chętnie wpadnę, ale dni muszą być zdecydowanie dłuższe, no i zieleń też sie przyda :)

      Usuń
  2. Haniu - szacuneczek wielki za te Twoje podróże, a właściwie to Wasze, bo przecież jeździcie we dwójkę...
    Czy ja dobrze przeczytałam że Ty masz świeżourodzoną wnusię???? Ale Ci zazdroszczę!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak Jadziu! Mam wnusię Wandzię. Ma tydzień i jeszcze jej nie poznałam, ale mam nadzieję wkrótce. To od najmłodszego syna. To wielka radość, ale i nostalgia, że nie jestem już tak sprawna, jak dawniej, że może nie zdążymy sie dobrze poznać...Ale trzeba łapać każdą wspólną chwilę :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty