Czy jestem schowana?

Czasem chciałabym napisać coś od serca, coś, co mnie gniecie, uwiera. Ale nie z otwartą przyłbicą, tylko pod "przykrywką". Takie pewnie marudzenie.
Czasem i pomarudzić trzeba, wyżalić się. Więc będzie to blog nie taki gładki i miły, tylko szorstki trochę.
 Nocowałam ostatnio w pensjonacie. Właściwie nie był to z nazwy pensjonat, tylko "pokoje gościnne"(ciekawe, jaka to różnica, może Google i na to znają odpowiedź, muszę sprawdzić). Właściwie nie byłoby się do czego przyczepić, a jednak. Znalazłam "dziurę w całym". Niby przyjęto mnie miło, pani pokazała pokój (maluśki, byłby klaustrofobiczny, ale sufit miał wysoko, przedwojenne standardy). Pokazała też, wskazała z daleka, ekspres do kawy i jakiś inny do gorącej wody (nie zwykły czajnik elektryczny, tylko jakiś wynalazek). To na parterze, do używania bez ograniczeń. Także na pietrze był kącik z normalnym czajnikiem elektrycznym, zestawem herbat i kaw, cukrem, śmietankami, kubkami i filiżankami. Korzystałam z niego kilkakrotnie, bardzo fajna sprawa. Na drugi dzień poszłam na śniadanie na parter, nie bardzo wcześnie. Szwedzki stół, duży wybór, ani żywego ducha. poprzedniego dnia jedna z pań gości pokazała mi, jak obsłużyć ekspres Krup'sa, bo nie miałam pojęcia, a nikogo z personelu nie było. Na śniadanie chciałam zrobić sobie herbatę, ale znów nie umiałam obsłużyć tego "cuda" do robienia wrzątku. a nie było kogo zapytać. Także nigdzie nie było sztućców, a w przedwojennym kredensie było kilka szuflad, nie przywykłam do grzebania w nieswoich szafach w poszukiwaniu sztućców. W końcu przemknęła jakaś młoda dziewczyna i mi łaskawie pokazała co i gdzie. Spytała, czy chcę jajecznicę i po jakimś czasie przyniosła coś z jajkiem i chyba z kartoflanką, niezjadliwe. A potem właścicielka (chyba) pojawiła się i stwierdziła, że jak czegoś potrzebuję, to mam pójść do kuchni, tam zwykle ktoś jest.  A gdzie ta kuchnia? Tego też mi na wstępie nie pokazano. No i nie mam zwyczaju szperać po starym domu. I jeszcze były koty, trzy. Może to zabrzmi, jak hipokryzja u wielbicielki kotów, ale te koty w jadalni, wpatrujące się we mnie przy śniadaniu trochę mnie "uwierały". Były grzeczne, nie żebrały, ale nie czułam się komfortowo z tą "obstawą" (moja kotka nie asystuje mi przy stole). Tylko tyle. No i pogoda na wyjeździe mnie zawiodła. Ale to juz siła wyższa i żaden człowiek nic nie zmieni.

Komentarze

  1. Sporo tego stresu przeżyłaś, a miałaś odpocząć. Ja też nie przepadam za tymi nowoczesnymi "cudami"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odpoczęłam, tylko jakoś krótko było tym razem (chociaż też tylko 2 noclegi, jak rok temu, czas, to pojęcie względne ;)

      Usuń
  2. Ja z pensjonatów zawsze byłam zadowolona.
    Zwierzęta w kuchni- nie.
    Chociaż miejsce przyjemne do zwiedzania?

    OdpowiedzUsuń
  3. Niby drobne rzeczy, ale trochę irytujące. Szkoda, że właściciele nie wyszli naprzeciw problemów klientów.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty