Znów koty.
Nie ma koteczki Lulu. Nie przyszła od dwóch dni, od naszego przyjazdu. Już tak bywało, ale wtedy była jeszcze w dobrej formie. Ostatnio była bardzo chuda, taka mizerna, niewiele jadła. Stareńka. Może odeszła już za tęczowy most? Już zaczęłam ją opłakiwać.
Dwa kocury przychodzą regularnie, jak przedtem. Gdy nas nie ma, to pani sąsiadka z naprzeciwka daje kotom jeść, zostawiam jej jedzenie, a ona karmi koty. Mówi, że to żaden problem. Sama ma stareńką sunię i koteczkę w pełni sił. A ja nie mam wyrzutów sumienia, że zostawiam koty na łasce losu. Bo jednak przywiązałam się do nich i czuję się za nie w jakiś sposób odpowiedzialna. Ale to wolne duchy. Nigdy nie będę wiedziała, czy coś im się stało, czy znalazły lepszą 'stołówkę', a może i noclegi tam zostały. Chociaż po cichu myślę sobie, że czarny Misio mnie lubi, że jedzenie jedzeniem, ale głaskanie też jest ważne ;)
Nawet się nie dowiem, co stało się z Lulu. Czy jeszcze Cię zobaczę, czy znalazłaś ciepłe miejsce, lepszą miejscówkę, czy odeszłaś w najdalszą dal? Smutno...
---
Nie ma już Lu lu. Odeszła za tęczowy most...
OdpowiedzUsuń