"Trzeci" kot
Miałam "spotkanie" z "trzecim" kotem na moim tarasie. I smutno mi. Wiem, że świata nie zbawię, że nie pomogę wszystkim potrzebującym, ale ten kot z miejsca zdobył moje serce. Gdy wystraszony moim wyjściem na taras zaczął uciekać, ja, głupia kocia mama, zaczęłam go "zanęcać" łagodnymi słowami i wyciągniętą dłonią. Przyszedł, dał się z miejsca pogłaskać. Chudy, kręgosłup do policzenia kręgów. I tylko bujne samcze "pejsy" pokazywały, że był to duży samiec. Był. Teraz wyglądał, jak półroczny kociak. bardzo głodny. Bo oczywiście dałam mu jeść ("moje" koty dziś wcale nie przyszły). Jadł łapczywie, nerwowo. Warował, jak pies, przy tarasie, gdy wyszłam do ogrodu nie odstępował mnie na krok. Gdy otwarłam drzwi do domu, to był pierwszy w środku, przede mną. Ale niestety, niestety, kotom wstęp wzbroniony do nas :( Gdy jedliśmy podwieczorek na tarasie kot, trzykrotnie nakarmiony, oparł łapki na moich udach, tak po prostu, i patrzył mi w oczy, jakby jeszcze o coś prosił. Przyszedł szary Pusio. Zjadł swoją porcję, a właściwie łaskawie i bardzo powoli zjadał (taki ma styl), a ten Nowy "gulgotał " na niego. Pusio nie reagował. Zjadł, nie wszystko (pełny tyłek, najadł się gdzie indziej) i po prostu sobie odszedł (do swoich?). A Nowy po nim wyczyścił miskę do błysku. Zniknął na chwilę, wtedy przyszedł czarny Misio. Pierwszy raz u mnie dziś. Zjadł swoją porcję, tyłem do obcego, chyba go nie wyczuł. Jak wyczuł, to się zaczęło! Miauki - jęki, ogon napuszony, kot zły. Widać traktuje ten taras, jako swoje terytorium. A ten Nowy przycupnął w kątku, cichutki, skulony "nie wadzę nikomu". Ale nie pomogło. Czarny Nowego przegonił , ale tylko na środek ogrodu. Ja poszłam siać pietruszkę, sadzić szalototkę i majeranek. A koty zaczęły się bić, kotłować, jedna zbita kula futra i wrzaski. Wpadłam między nie i się rozpierzchły, Nowy uciekł, Misio go gonił, ale nie dogonił. A mnie sie tak smutno zrobiło, że nie mogę wziąć tego łagodnego kotka- przymilaska, do domu. Dobrze chociaż, że się najadł, biedaczek.
Ale co to za ludzie, którzy wychowali łagodnego kota, wyraźnie domowego, a teraz się go pozbyli? Ech, szkoda kota...
Komentarze
Prześlij komentarz