Poświątecznie

 Jutro oktawa Świąt. Mimo, że były tak wcześnie(31.03/1.04.) było bardzo ciepło. Nikt nas nie zaprosił. Nawet nie było o tym mowy.  Jakby to była oczywistość, że Wielkanoc spędza się u rodziców. Starałam się rozłożyć sobie przygotowania na dłuższy czas. Co się dało, to zamroziłam (pasztet i paszteciki). Mazurki zrobiłam w tygodniu przedświątecznym, babkę Panettone kupiłam (fajne drożdżowe z bakaliami), także sękacz (tym razem w Aldim aż 800 g). Upiekłam jeszcze ciasto chorwackie z orzechami i zrobiłam paschę. 



Coraz starsza jestem, w końcu mam już przeszło 70 lat. Sił coraz mniej. Jeszcze zaczęła mnie noga boleć, chyba od biodra(?) Ciągnęło na całej długości. 

Jeszcze wcześniej robiłam trochę porządku w ogrodzie, żeby nie było tylu suchych badyli na grządkach. No i posadziłam jakieś cebulki (frezje chyba). Wiosna jest bardzo wczesna, wszystko zielone. Na Wielkanoc forsycje były już od wielu dni w rozkwicie. Mirabelka przekwitała, hiacynty pięknie kwitły na klombie i żonkile też.

Były wszystkie moje dzieci, ale zabrakło dwojga wnucząt. Już od dawna nie widuję wnusi u nas (chociaż syn przywiózł ją niespodzianie na co najmniej 2 godziny, w marcu, pierwszy raz po czterech latach!). Wielka radość i dla niej i dla nas dziadków.

No i nie było najstarszego. Uznał, że jest dorosły i może podejmować samodzielne decyzje. Właściwie była to ucieczka z domu, potajemna i niespodziewana. Nie wspomnieliśmy o nim w święto, jakby go wcale nie było (żeby jego mama się nie rozkleiła). Ja napisałam mu życzenia od serca i słowa babcinej miłości. Odpowiedział. Smutno było bez niego.

Po południu wpadł mój Najstarszy, a potem kuzynostwo. I było wesoło, oni wszyscy razem "chłopaki" potrafią rozbawić towarzystwo. Kuzynka nawet nas zapraszała na drugie Święto, ale tym razem zaprosiliśmy do nas szwagra (na Gwiazdkę ani ja, ani Mój go nie chcieliśmy, nie miałam nastroju, bo z nim jest trudno). A teraz już wypadało, bo został całkiem sam. Szwagierka już prawie pół roku siedzi na antypodach, a to ona się nim opiekowała, dbała o jego codzienność. 

Chciałam spotkać się z kuzynostwem, więc ich też zaprosiłam. Czy ja mam 9 gości, czy 12, to już mała różnica (bo przyjechali z synem). Dostawiliśmy dodatkowy stolik i wszyscy się pomieściliśmy. Przywieźli tort gruszkowy, poza moim słodkim Mój postawił też lody i było świątecznie :) Moi chłopcy przywieźli swoje pasztety, sos tatarski i kiełbasę białą grubą (ja miałam cienką). Goście pojechali dopiero po kolacji. 

Jestem mamą-kwoką. Nadal uwielbiam mieć ich wszystkich blisko i ich karmić. W tygodniu robiłam obiad dla Najmłodszego (i wnusia - makaron z cukrem) i dla Najstarszego. Tak się spełniam.

A "przy okazji" posadziłam kupione przez internet borówki amerykańskie, irysy (kłącza), irysy holenderskie (cebule), lilie drzewiastą (kolejną) i ok. 35 cebulek - dymek. Posiałam też rzodkiewki, marchew, pietruszkę (wcześniej buraki, już wschodzą). Dziś posiałam też szalotkę, kwiaty na "łączkę", wsadziłam moje kanny i parę dalii. Były 22 st. w cieniu, w słońcu letnia upalna temperatura. Czereśnie kwitną na całego . I śliwy wszystkie, wiśnie zaczynają. Brzoskwinie już powoli przekwitają. Morele zakwitły jeszcze w lutym! Oczywiście były potem przymrozki. Ale okazuje się, że trochę kwiatków zawiązało owoce. Czyżbym miała doczekać się owoców? Bardzo bym chciała :)

W środę idę na KT. I zobaczymy, co dalej. Czy gdzieś wyjadę, pojadę, czy nie? 

Siódma dziesiątka. Zobaczymy, co przyniesie los...



Komentarze

Popularne posty