Mam dość!
Ja rozumiem, że to już przedostatni dzień pobytu szwagierki w Polsce. ale nie lubię być pomijana, na dalszym planie. No tak mam, jako ta jedynaczka. Ja sama usunę się w cień, jeśli gość nie ingeruje w moją codzienność, jeśli jego ustalenia nie zmieniają się, jak w kalejdoskopie, poza moją wiedzą. Niech sobie gość robi co chce, ale jeśli u mnie mieszka, to powinien się trochę liczyć ze mną, gospodynią. Jeśli jeszcze wykorzystuje swojego brata, za jego zgodą ("przecież trzeba pomagać młodszej siostrze" i starszemu bratu) . och, jak mnie tamta rodzina denerwuje. Tak, prawda, szwagierka była bardzo "przydatna", gdy chciałam zobaczyć kawałek tropików (Bali, Sumbawa) i ociupinkę Australii. Pomogła zobaczyć te miejsca, opłaciła bilety lotnicze na tych azjatyckich liniach (nie umiałam kupić tamtych biletów przez znane strony te 10 lat temu, do Malezji i a powrotem bilety kupiliśmy sami). Ale czy już do końca życia mamy być "wdzięczni" za tamten pobyt? Przecież już pare razy E. u nas gościła będąc w Polsce. Żeby oddać sprawiedliwość, tym razem zapłaciła za nasz wspólny wyjazd (3 noce ze śniadaniami) w resorcie nad jeziorem. Ale obiady opłacał Mój. I słodkie podwieczorki też. Nie było to aż tyle, co pobyt (okropnie drogie noclegi), ale ... Czy przemawia przeze mnie zazdrość? Że tam na antypodach za pracę dwóch osób można było zarobić tyle pieniędzy, żeby kupić parę domów (do mieszkania, po kolei), wymyślić hostel dla surferów (i mieć z tego dodatkowe pieniądze0, jeździć po świecie, po calutkim (co prawda osobno mąż i osobno żona, ale pieniądze nie grały roli). No bo kto bogatemu zabroni. I dlaczego uświadamiam sobie, co jakiś czas, że jestem tylko ubogą krewną. Nie żyję dla siebie. Oboje nie żyjemy egoistycznie. Mieszkanie oddaliśmy jednemu synowi, ogród z domem też już nie jest mój. gdyby moje dzieci były 1) zaradne, 2) z mniejszymi wymaganiami, to za sprzedane poznańskie mieszkanie mogłabym też objechać świat dookoła, a co najmniej zobaczyć, bez nerwów i szarpaniny to, co chciałam zobaczyć, a czego już nie zobaczę, bo wyjazdy tam (nad Iguasu, czy na Islandię) są zbyt męczące i zdecydowanie zbyt drogie. No i nie pojadę przecież sama. Swoją radość chciałabym dzielić z Moim. A on coraz starszy (jakby fizycznie starszy ode mnie) i niezainteresowany światem. Nic nie poradzę, życie nam uciekło. I jeszcze ta szwagierka, która żyje dla siebie i tylko pomnaża swój stan posiadania. Jutro wyjeżdża, wróci w przyszłym roku. a ja chciałabym jeszcze trochę pożyć, intensywniej. Bo na razie , to takie odhaczanie dnia po dniu, bez większego sensu i radości...
Nie za późno przecież jeszcze na zmiany! Podróże małe też cieszą! Pozdrawiam Cię serdecznie i zapraszam do mnie ♥️
OdpowiedzUsuńDopiero teraz tu zajrzałam. Dziękuję za odwiedziny. Zwykle nikt tu nie bywa, tu jest takie moje "marudzenie" sobie a muzom. Taki pamiętnik bardziej prywatny. Pozdrawiam i życzę zdrowia!
Usuń