Pusio
Wiem, że Pusio jest już stary. I jest chory. Nawet nie mój, domowy, tylko "wolnobytujący". Ale czy to znaczy, że mam patrzeć, jak coraz go mnie? Tylko on został. A ja się do niego przywiązałam. I zrobię, co się da, żeby go wyleczyć, a w każdym razie, żeby mu pomóc.
W końcu zwalczyłam swój "bezwład", swoją przebrzydłą prokrastynację i pojechałam z Pusiem do lekarki. Do tej wrażliwej, do której mam zaufanie. Bo ta poprzednia, do której trafiliśmy pół roku temu, to jakiś robot, zupełnie bez empatii, jakby nie leczyła zwierzęcia, tylko "naprawiała" przedmiot. I niewiele pomogła, nie dała żadnych wskazówek, jak pomóc kotu wyjść z anemii, co podawać, co robić, żeby sierść nie frunęła chmurą przy każdym głasku...Bardzo mnie zawiodła tamta młoda. Nie chciałam do niej znów trafić.
Pani doktor dotknęła, obejrzała Pusia, dała antybiotyk, nawodniła podskórnie. Pusio, jak grzeczne dzieci, powinien dostać odznakę wzorowego pacjenta. Nawet nie miauknął przy tych wszystkich wkłuciach. Leżał spokojniutko, jakby wiedział, że chcemy mu pomóc, jakby miał do nas pełne zaufanie, do ludzi. Taki to jest cudny, ufny kot. I jutro znów mam przyjść, żeby znów dostał antybiotyk. I może znów zrobią badanie krwi, może coś wykaże? Coś, co pomoże kota leczyć (lub nie). I dziś nie płaciłam. Jutro. Albo po serii zastrzyków? Nieważne. Zapłacę ile trzeba. Przynajmniej nie będę mieć okropnych wyrzutów sumienia, że nic nie zrobiłam, żeby kota ratować. Że chociaż próbowałam. Kot "ogrodowy", sam mnie wybrał i śpi sobie tutaj na tarasie w ocieplonej budce, którą Mój specjalnie zrobił. A ja mogę go głaskać i patrzeć, jak je (i cieszyć się, że chce jeść). Nie do końca mój kot, ale przecież Lis powiedział do Małego Księcia, że jak się kogoś oswoiło, to się bierze za niego odpowiedzialność. Jeszcze muszę wyczesać kotu "kołtunki". Jak to zrobić, gdzie i kiedy? Na razie nie wiem. Byle tylko nie chorował, to sobie poradzimy.
Latem, spał bezpieczny przy tarasie.😽
Haniu, dobrze mieć taka panią wet, ale kotek ma szczęście, że trafił do Was!
OdpowiedzUsuńOby udało mu się pomóc!
No, niestety. jest bardzo chory. Ma skrajnie mało hemoglobiny. Albo to białaczka, albo zatrucie, albo wirus. Na razie dostaje kroplówki, leki na apetyt, ale to tylko leczenie objawowe. Już zaczęłam myśleć, czy nie zaprzestać tej "uporczywej terapii", która tylko trochę wydłuży mu życie, a nie wyleczy. Jeśli nie cierpi (a chyba nie, na razie), to może zaprzestać i niech sobie odchodzi w swoim tempie? Codziennie 4 dni jeżdżę z nim na te zastrzyki. Oboje jesteśmy zestresowani. To już chyba ostatni kot. Tak boli ich odchodzenie...
Usuńkotek krótkowłosy, rasy "eu", to z kołtunkami wielkich kłopotów być nie powinno, kwestia tylko dobrego narzędzia, powinna wystarczyć zwykła szczotka "pudlówka", to grosze kosztuje w każdym sklepie dla zwierzaków, a że chłopak ufny, spokojny, to tym bardziej sprawa się upraszcza...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)