Codzienność

 Nowy tydzień. Tydzień Babci i Dziadka. I wizyty lekarskiej. 

Na Dzień Babci dostałam od najstarszego wnuka bukiecik kwiatów i bombonierkę Merci. Dziadkowi wnuk dał wermut i też cukierki w pudełku. No i uściski. To w końcu mój pierwszy wnuś, "pierwsza miłość". Średni zadzwonił i do mnie,  i dziś do dziadka, z życzeniami. To już duży "kawaler", za 3 miesiące skończy 15 lat (już licealista). I "nie ma czasu" przyjechać do nas w czasie ferii, bo teraz ma "dziewczynę"! No, ma z 185 cm i przyjemny baryton, ale to przecież jeszcze dziecko, chude, jak sznurowadło. Cóż, takie czasy. Widocznie dziewczyna ładna, podoba się. Jego tato też wcześnie zaczynał, ale nie aż tak wcześnie!

Najmłodszy wnuś złapał ospę. Gdzie, kiedy? Nawet do przedszkola teraz nie chodzi? Obsypało go "wsiędzie" i "swędza", spać nie może. No i do babci i dziadka też nie może, a bardzo by chciał. Zadzwonił (z pomocą taty), pożalił się, życzeń typowych nie złożył, tylko deklarację "babcia Hania, kocham cię". Mój Skarbuś. Moja starsza wnusia się nie odezwała. To po prostu jej tato sie nie postarał, nie przypomniał. Ale to już inna historia.

Mówiło się, że zdrowia nie można kupić za pieniądze. W dowcipie na takie stwierdzenie pacjenta lekarz odpowiada: "ależ kto panu takich głupot naopowiadał!". No i fakt. Teraz nawet życie można uratować za pieniądze, za grube miliony ( terapie genowe na dystrofię mięśniową Duchenne, za 17 milionów złotych !!). Ja też rozpoczęłam drogę po zdrowie za pieniądze, na szczęście dalej było już na NFZ. Ale zęby jednak leczę prywatnie. Jeszcze je mam i czasem wymagają "poprawki". Ostatnio oniemiałam (no prawie), bo za zdjęcie rentgenowskie jednego zęba musiałam zapłacić 60 zł! A u innej lekarki specjalistki "zostawiłam" 460 zł, bo "podrożały badania laboratoryjne". Całe szczęście skorzystałam jeszcze z mammografii i z programu badań "40 +", za darmo. I nie ma sie do czego przyczepić 😁

Znów utknęłam na wsi bez auta. Syn pożyczył moje, bo jego ciągle się psuje, jakieś pechowe (i nienowe), a przecież "musi dojeżdżać na budowę", a ja dobra "matula" mu pożyczam . Ja bym tylko na wyprzedaże do sklepów jeździła, lepiej siedzieć w domu. Przecież (z ręką na sercu) niczego mi nie brak. Zdążyłam jeszcze pojechać do Miasteczka, do biblioteki, oddać książki, pożyczyć nowe. Złapałam bardzo ciekawą pozycję biograficzną "Kobiety naukowców" , autorka Aleksandra Glapa-Nowak. Swoją drogą, czy podwójne nazwiska nie powodują czasem efektu komicznego? Niby nazwisk sobie nie wybieramy, tych pierwszych. Ale zawsze mamy wybór , co wybrać, co zostawić, co z czym połączyć i czy w ogóle łączyć. To takie skojarzenie. Inne książki, to kryminały nowych polskich autorek, dla mnie lektura jednorazowa, typowo rozrywkowa, zobaczymy, czy "rokują". Nie lubię thrillerów  ani takich miałkich kryminałków autorek z nurtu tzw. kobiecego ( z litości nie wymienię), gdzie nie ma żadnej wartości dodanej, a książki natrętnie nakłaniają do czytania kolejnych części. "Nie ze mną te numery". Takim paniom mówię - dość po kilkunastu stronach (i spojrzeniu na końcówkę książki). Jest też jeden kryminał skandynawski, nowej fińskiej autorki: Eeva Louko. Niespieszny, w smutnej zimnej scenerii fińskiej jesieni. Zobaczymy, czy przyspieszy. Robert Małecki poleca, a to dla mnie dobra rekomendacja. Oprócz książek pożyczonych czytam też, z dużą przyjemnością, książki kupione: Lecha Wilczka "Moje życie z Simoną Kossak"(460 zdjęć) i Simony Kossak "Trzy żywioły". Te książki można czytać wiele razy, wracać do nich, zostają na długo.

Zrobiłam dziś szybkie ciasteczka, sołtysiki. Tak je nazwała znajoma mamy, pod taką nazwą znalazłam przepis w mamy notesie (nie pamiętam, żeby zrobiła je choc raz). Dodaję do polewy mielony anyż, bo lubię. I szybko mam ciastka do kawy (bo powtarzając za mamą "nie lubię suchej kawy"). Do kawy ciasto, najmniejsze, ale musi być.


Ładniejsze mi nie wychodzą, ale są bardzo smaczne😋

Komentarze

  1. Haniu - ostatnio pomyślałam sobie, że ta nasza codzienność jest bardzo fajna. Mam rację?
    No i te wnuki są super!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wnuki są super :) Ja na zimę "zasypiam", taka mnie ogarnia zwykle drętwota, nic się nie chce. Z zieloną porą roku odżywam, razem z przyrodą :) Uściski!

      Usuń
  2. Haniu, mam podobne obserwacje i opinie i polskich autorkach, ostatnio nawet nie sięgam, zbyt często się rozczarowałam.
    Do kawy ciasteczko musi być, dziś idę na kawę do koleżanki, ciekawa jestem jej kondycji po śmierci męża.
    Zdrówka i dobrego nastroju na dalszy ciąg zimy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, śmierć męża - dla jednych żon koniec świata, ale bywa, że dla innych dopiero początek. Oby Twoja koleżanka była "pośrodku" , to zawsze taki smutny czas. Wszystko zależy od charakteru związku i charakteru danej osoby. I dla Ciebie wszystkiego dobrego!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty