Nie dla mnie

 Już postanowiłam. Żadnego sanatorium więcej! Znów poczułam się, jak w obozie karnym. We wtorek dostałam katar, leciało z nosa, jak z odkręconego kurka. Chusteczek brakło. Chciałam odwołać kąpiel solankową (ale z podpisem, jak za odbyty zabieg). Nie dało się, nie z tą służbistką. Kazała iść do lekarza. Wściekłam się. Lekarz stary (no, stary, jeśli starszy od nas) właśnie wychodził, nie przejmował się jakimś moim katarem, zwłaszcza, że nie miałam gorączki. Miałam przyjść w czwartek. Do czwartku nie chodziłam (sobie) na żadne zabiegi. Już w środę katar zanikał, w czwartek tylko chrypa została. Uczulenie jakieś, jak nic. A no co? Któż to raczy wiedzieć? Lekarz zgromadził wszystkich "chętnych" na jedną godzinę 12:00. Przyjmował tylko do 13:00. Ludziska się przepychali, kto pierwszy, a kto kolejny. Ja kataru już nie miałam, ale czułam sie fatalnie, głowa ćmiła, deprecha w ataku. Lekarz nie "usprawiedliwił" mi nieobecności na zabiegach, tylko dopisał kolejne, żeby ilość wykonanych zabiegów się zgadzała. Wszak NFZ płaci tylko za wykonane zabiegi. No i teraz mam po 4 zabiegi, czy mi się to podoba, czy nie. Nie podoba się !!!Po masażu mechanicznym poszłam zmierzyć ciśnienie. Matko jedyna! Takiego wysokiego ciśnienia nie miałam chyba jeszcze (181/90). Stąd pewnie chandra, zawroty głowy, ćmiąca głowa. I to w miejscu, gdzie miałam się kurować. A oni mnie "rozwalają". Jeszcze tydzień, Jeszcze 7 dni od poniedziałku do soboty. Masaż w sumie nie jest mechaniczny, tylko nie jest manualny, a "maszynowy". Terapeuta masuje plecy wiązką powietrza pod ciśnieniem. Dość agresywny masaż. Codziennie(poza niedzielą!). Sińców na plecach pewnie nie ma, ale co za dużo, to niezdrowo. 

I tak wylewam żale. Bo jestem skazana na pobyt tutaj. Dla mnie jest to nieznośne. odwykłam od wykonywania poleceń. Zresztą nawet w zawodowym życiu miałam bardzo mało poleceń, a chyba wcale nakazów (sama układałam plan zajęć i miałam wpływ na godziny zajęć). W domu też sama zadawałam i zadaję sobie zadania. Nie nawykłam do takiego reżimu. Mój nie buntuje się, "grzecznie" chodzi na zabiegi, nawet na te przed ósmą rano (a śniadanie mamy o 9:15). Mnie teraz wyznaczono parę zabiegów. Dziś tak wstałam, jak zombi. Po powrocie znów do łóżka, ale to już nie był sen, tylko drzemki. A ja kocham spać długo. Byłam już prosić o zmianę tych rannych godzin, jest lepiej. Może są skowronki, którym takie godziny będą pasować? Personelu zabiegowego nawet nie chciałam prosić. Służbistki  znów mnie odeślą do osoby ustalającej harmonogram, mogą się poczuć ważne. Ale są tu też bardzo uczynne osoby, które idą pacjentom (mnie) na rękę. Z tymi mogę negocjować ;)

Pogoda nieciekawa (jak w całej Polsce). Do obiadu nie mam szans wyjść na powietrze, bo ciągle zabiegi moje albo A. Taka pogoda mnie zniechęca, ale coś trzeba robić. Poruszać się (podobno). Ja mogę czytać i grać w pasjansa. Może ten klimat morski wcale mi nie służy?

Gdyby nie A, nie byłoby mnie tu. Co z tego, że mi podadzą obiad? Smaczny nawet. To nie rekompensuje mi ograniczeń i poczucia uwięzienia. A śniadania i kolacje są nudne i dla mnie mało smaczne. W domu bardzo rzadko jem wieczorem. I kolację (którą "daje się wrogowi"), raptem jedną skibkę, każde z nas robi sobie samo (jeśli w ogóle).

Chyba wsiądę w autobus i podjadę do centrum Kołobrzegu. Jakoś trzeba wypełnić ten wolny czas, który tak trochę "bezpożytecznie" przepływa przez palce. Coś trzeba robić 😉

Komentarze

  1. O, widzisz, utwierdzasz mnie w przekonaniu, że sanatorium nie dla mnie, nawet gdy jadę do wnuka, bo jest chory, to męczę się strasznie w domu, co innego, gdy można wyjść na spacer.
    Oby nie nękały Cię już żadne katary i chandry, jedź na wycieczkę:-)
    Uściski, kochana Haniu:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak - takie traktowanie kuracjusza jest dla niego męczące. Za dwa tygodnie jedziemy na tzw. "Tydzień dla serca" do Nałęczowa. Prywatnie na zabiegi i gimnastykę i spacery. Mam nadzieję że nikt mnie do niczego nie będzie zmuszał. Ja będę decydować o wszystkim.
    Serdeczności Haniu.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty