Takie sobie drobne sprawy kuracjuszki
Nie wiem, od kiedy stałam się malkontentką. Może, jak mówią, na starość mi się tak porobiło? Nie chodzi o to (nie tylko), żeby było "po mojemu". "Ma być" tak, jak jest to przyjęte. Zachowane jakieś normy. Np. obiady są tutaj bardzo smaczne, takie domowe, w najlepszy tego określenia wydaniu ( Mój zwykle żartuje, gdy widzi taka reklamę przy drodze: "domowe obiady to ja mam w domu, w podróży szukam czegoś innego". Smaczne zupy - przez tydzień żadna się nie powtórzyła. A Mój uwielbia zupy, więc jest bardzo zadowolony, ja też (i jaka wygoda, nie muszę gotować). Więc nie marudzę, a chwalę😊
Nie jestem pedantką, ale przeszkadza mi ciągły rozgardiasz w naszym pokoiku. Jest tak mały, że stale potykamy sie o jakieś rzeczy (walizki, torby) stojące na podłodze (nie ma na nie miejsca w jedynej szafie). Podobnie z ubraniami. Właściwie można było wziąć ze dwa dresy, jedną spódnicę, ze dwa sweterki i dżinsy na spacer. No i koniecznie płaszcz kąpielowy. Tutaj do obiadu ludzie snują się w tych "szlafrokach" i dresach. Bo mamy dużo mokrych zabiegów (wanny solankowe, ćwiczenia w basenie, okłady borowinowe). Po zabiegach nie warto sie wycierać, zresztą mamy jeden duży ręcznik do wszystkiego, zmieniany raz na tydzień. No i stale trzeba sie przebierać. To znów szkoda czasu na ciągłe wkładanie rzeczy do ciasnej szafy i wyjmowanie po godzinie, dwóch. Więc wiszą smętnie te "lumpy" na krzesełkach (są na szczęście dwa). Zabiegi też "rozstrzelone" od ósmej prawie do obiadu (3 zabiegi). Niektóre zabiegi można wyprosić wcześniej, niż zaplanowano w karcie zabiegów. Ale niektórych nie można przesunąć, bo są prestiżowe i "cenne"(np. suchy masaż na łóżku masującym, najdroższy zabieg w spisie zabiegów, dziś zapisanych 61 osób na 3 łóżka; chyba jeszcze zapłacę za niego, bardzo przyjemny - leżysz i masz masowane plecy i nogi, mechanicznie). Na spacer nie da rady wyjść przed obiadem (jak ja mam wolne, to Mój ma zabieg albo odwrotnie). A właśnie przedpołudniem mamy tutaj dużo słońca. Po obiedzie (14.00) różnie bywa, no i ok. czwartej już zaczyna się ściemniać, słońce nisko.
I jeszcze o pani z "okładów borowinowych". Ogólnie personel medyczny jest pomocny i wyrozumiały. Ale pani od okładów jest wyjątkowo miła i pomocna. Taki wspaniały optymistyczny charakter. Chyba bardzo lubi swoją pracę i ludzi. Nie jest młoda, wygląda nawet na emerytkę. Dźwiga ciężkie misy z borowiną (tzw. fasony) , te porcje borowiny dla pacjentów na różne części ciała, zawsze uśmiechnięta, chętna do pomocy. Mam tam dwa zabiegi o różnych godzinach m.in. moczenie dłoni w tych fasonach. Zaproponowała, żebym przychodziła raz i jednocześnie miała fasony i okład na ramiona. Bardzo wygodnie, zawsze dla mnie to oszczędzony czas. I jeszcze tak miło wyobrażać sobie, że jest się wyróżnioną. Bo pani nie jest profesjonalnie grzeczna, wydaje się, że pomaganie pacjentom daje jej prawdziwą satysfakcję. Ja rozumiem takie podejście. Praca ma dawać zadowolenie, inaczej połowa życia (albo i więcej) jest zmarnowana (na przymus pracy).
Budynek sanatorium jest rozległy, ma kilometry korytarzy, a zabiegi są w rozmaitych częściach budynku. Stąd to "snucie się" ludzi. Po tygodniu nadal sie gubię w kierunkach. Czy teraz idę na niski parter, czy pod basen, a może koło dyżurki pielęgniarek? Istny labirynt i łamigłówki.
Dziś Mój żartuje: jutro nie ma zabiegów, co my będziemy robić? Trzeba się zastanowić. Nie mamy dużego wyboru. Wszystko wokół znamy i to z ciepłej pory roku. A oczywiście ja bym chciała zobaczyć coś nowego albo i znanego, ale innego niż brzeg morza. I lepiej, żeby nie padało ;) No, zobaczymy, co wymyślimy 😉
Komentarze
Prześlij komentarz